Like they put the whole thing together in the dark
w kwestii poszukiwania inteligencji pozaziemskiej, byłbym skłonny...
Obce cywilizacje wymarły wraz z otwarciem pierwszego rezerwatu dla Indian. Tak przynajmniej twierdził znajomy profesor historii. Zawsze bardzo mocno podkreślał swój nieutulony żal. Gdy popił, lubił robić butelkę o kant stołu i pochylić się nad odłamkami tak, jakby oglądał pozostałości obcej cywilizacji. One, mówił po wielekroć, całe życie egzystowały obok siebie rozwijając się w zaskakująco podobnych kierunkach. Stawiali budynki o podobnej konstrukcji, stosowali podobne metody rolnictwa... A potem cywilizacja Starego Świata zniszczyła ludzi, których obserwacja mogłaby wiele nas nauczyć. Wszystko to mówił naprawdę mądry profesor, odznaczony wieloma tytułami naukowymi. Co by powiedział w tej chwili, gdyby znalazł się w Port Lawrence? Nigdy nie wspomniał, że nadal mogą gdzieś istnieć obce cywilizacje, tylko znacznie dalej niż dawniej.
Człowiek stanowi jakąś wartość tak długo, jak potrzebny jest społeczeństwu. Użyteczność jako wyznacznik tego, czy społeczeństwo nie postanowi wykorzystać cię jako przynęty dla Wąchaczy. Inny kolega, socjolog, gdyby żył, powiedziałby, że to wcale nie jest nic nowego. Kafka napisał "Przemianę" nie mając nawet pojęcia, że dojdzie do sytuacji, w której treść opowiadania będzie łagodniejszą formą przedstawienia rzeczywistości, nie zaś odwrotnie. Przynajmniej zakończenie pasuje: jeśli jesteś nieprzydatny, lepiej dla ciebie, żebyś szybko umarł, zanim inni ci pomogą. Zatem jeśli wcześniej było się szanowanym profesorem chemii, całkiem niezłym ojcem i mężem, to teraz należy być najlepszym ojcem, wierzącym w to, że jeszcze nie jest wdowcem. Oraz, co ważniejsze, należy przejść do chemii praktycznej. Nawet te przeklęte Wąchacze muszą być z czegoś zbudowane. A w momencie, gdy się tego dowiemy, mamy możliwość wyprodukowania czegoś, co je zniszczy. O ile wcześniej nosiło się pod fartuchem wyprasowane koszule i krawaty, to teraz zwykle nie nosi się nawet fartucha. Owszem, wisi jeden na drzwiach ciemnej szopy, służącej za skład narzędzi, jednak czeka na lepsze czasy. Zamiast niego nieodłącznym atrybutem chemika stała się dobra, gruba kurtka. Pierwsza rzecz, jaka weszła w posiadanie naukowca po tym, gdy sklepy przestały funkcjonować.
Świat obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni. Wyższe wykształcenie straciło na znaczeniu. Jeśli jesteś mężczyzną w sile wieku, to masz przede wszystkim potrafić utrzymać broń tak długo, by obronić słabszych. Siglerowi nie trzeba było dwa razy powtarzać tej zasady. Zadziwiające, jak szybko człowiek jest w stanie porzucić dotychczasowe życie i zmienić system wartości, jeśli stawką jest życie trzech ukochanych synów. Jeszcze przed inwazją Bram zaliczał się do tych ludzi, którzy mają zapas mąki i konserw w garażu, sprawny agregat we wnęce za pianinem i całą resztę zestawu na wypadek ewentualnej katastrofy. I chociaż dotychczas podobne zachowania brano za paranoję, to wreszcie wiedza o uzdatnianiu wody do czegoś się przydała. A jeśli zajdzie potrzeba, będzie pozyskiwał glicerynę z mydła i wysadzał każdego obcego w zasięgu wzroku i dwie mile dalej.
Jeśli czasem przed pójściem spać zostanie siły, by rozmyślać, najczęściej myśli o żonie. Wiedział, w co się pakuje, oświadczając się biologowi morskiemu. Wiedział, że często nie będzie jej w domu. Nie przewidział tylko, że w dwa tygodnie po wyjeździe Veroniki Sigler do Włoch nastąpi inwazja. Synom wciąż mówi, że mama wróci, ale brzmi to tak, jakby próbował przekonać samego siebie. Na szczęście zwykle tych sił wcale nie zostaje, a za dania w promieniu dwudziestu metrów jest dość problemów, by pochłonęły człowieka do reszty.
W ten sposób szekspirowskie być czy nie być zamienia się w przeżyć, czy dać sobie z tym spokój i zanocować w lesie. Dramat w sam raz na deski teatru z dwudziestego pierwszego wieku. Rzecz jasna gdyby ktokolwiek jeszcze przejmował się teatrem.
...powiedzieć, że najpierw trzeba znaleźć jakąś na Ziemi...
DANE OSOBOWE: Abraham Sigler | urodzony 18.08.1971 | 41 lat | prawdopodobnie już wdowiec | doktor | profesor | chemik | obecnie spec od pułapek | ojciec Hala (19 lat), Bena (16 lat) oraz Connora (12 lat) | przeszedł skrócony kurs obsługi broni palnej, ale miałby opory, gdyby kazali mu użyć Dostojewskiego na podpałkę | wskutek głupiego wypadku trzy lata temu stracił dwa palce lewej ręki, dziś ma w ich miejsce nie do końca legalną protezę powleczoną syntetyczną skórą | 6 stóp wzrostu | 168 funtów wagi | włosy i oczy brązowe | mózg sprawny | jeśli coś nie wybucha, to zawsze można jeszcze sprawić, żeby wybuchło|
...niestety ta pierwsza znalazła nas, zanim by znaleźliśmy tę drugą
Witam serdecznie, a i owszem. Nick chyba nie pozostawia wątpliwości, ale na wypadek, gdyby ktoś poczuł się zdezorientowany moim upodobaniem do wyjątkowo brutalnych scen - jestem "oną", to jest posiadaczką dwóch iksów. I od obejrzenia Gwiezdnych Wrót czuję się powołana do walki z obcymi. Na zdjęciu i gifach Noah Wyle, w tytule Soundgarden, wszędzie dalej ja, może z wpływami olimpiady polonistycznej.